wtorek, 9 sierpnia 2016

Majówka 2014. Ukraina Zakarpacka, Rumunia. Część 4. Rachów, Mukaczewo - Lwów - Warszawa.

Post ten to wynik "robienia porządków" na blogu. Uznałem, że niektóre posty są zbyt długie i zawierają za dużo zdjęć, w związku z czym postanowiłem podzielić niektóre relacje na więcej części.

Dla osób śledzących po kolei relację "Majówka 2014. Ukraina Zakarpacka, Rumunia" jest to kolejny post, podlinkowany na końcu poprzedniego i z linkiem do kolejnego. Dla osób które weszły tutaj po raz pierwszy, informacja powyżej.

Tak czy inaczej życzę wszystkim miłego oglądania :)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rachów (Рахів)

Kolejnego dnia, czyli w piątek, czekał nas powrót na Ukrainę i jednodniowy wypad do Rachowa. Po zostawieniu plecaków u Mariori udaliśmy się na przystanek "obok etażek”, gdzie po około 20 minutach czekania załadowaliśmy się w autobus. W drodze do Rachowa, obok wsi Diłowe (Ділове) w rejonie Rezerwatu Biosfery Karpat zobaczyć można słupek - znak geodezyjny symbolizujący geograficzny środek Europy. Został on wyznaczony w roku 1887, o czym informuje umieszczona na słupku łacińska inskrypcja.

Po ponad godzinie jazdy dotarliśmy na miejsce. Rachów (Рахів), zwany „Paryżem Huculszczyzny” uznawany jest za stolicę obszaru, który zamieszkuje ta grupa etniczna. Jest to najwyżej położone miasto na Ukrainie - usytuowane jest ono na wysokości od 430 do 800 m nad poziomem morza w malowniczej dolinie rzeki Cisa (Тиса, Tisa). Różnica poziomów pomiędzy najwyżej i najniżej położoną ulicą miasteczka wynosi prawie 400 m. Zaraz po przyjeździe odwiedziliśmy schowaną między domami, małą knajpkę o huculskim wystroju, gdzie zjedliśmy obiad złożony z wareników i marchewki po koreańsku. Po posiłku porobiłem trochę zdjęć na stacji kolejowej, potem postanowiliśmy pójść nad Cisę. 

Powrót do Sołotwyno był dość "ekstremalny", gdyż tym razem zamiast autobusu jechaliśmy napchanym do granic możliwości busem. Nawet strażnik graniczny obok Środka Europy (sprawdzane są tam paszporty, gdyż zaczyna się strefa nadgraniczna) zrezygnował z kontroli, gdy zobaczył masę ludzi stłoczonych w jednym pojeździe. Po dojechaniu do Sołotwyno i opuszczeniu tego „kartoflowozu” odetchnąłem z ulgą po tej niezapomnianej podróży. :) Po drodze na kwaterę do Mariori odwiedziliśmy jeszcze raz sklep – knajpę ze starszym sprzedawcą. Ugościliśmy go kupioną w Rumunii w plastikowej butelce śliwowicę, po którą Rafał specjalnie skoczył na kwaterę. Złożyliśmy tez krotka wizytę na "pożarce" odwiedzając znajomych strażaków.

Graniczny most przez Tisę. Arivedere Romania, добрий день Украіна!Sołotwyno. W oczekiwaniu na autobus do Rachowa. Przystanek obok etażek (bloków).
Rozkład jazdy autobusów. W poniedziałki, czwartki, soboty i niedziele można dojechać stąd również do Pragi.
Rachów (Рахів) 2M62-1466 na tle wyremontowanego dworca...
 ... i kilka godzin później w oczekiwaniu na odjazd do Kołomyi.
Rachów (Рахів). Ulica Miru. Pomnik Hucuła.
Skwer przy ul. Bogdana Chmielnickiego. Pomnik Tarasa Szewczenko.
Mińskie Żiguliowskie nad Tisą.

Sołotwyno - Batiowo - Mukaczewo - Użhorod - Lwów.

W sobotę musieliśmy wstać o 5 rano aby zdążyć na pociąg spalinowy do Batiowa, gdzie z kolei mieliśmy przesiadkę na elektryczkę do Mukaczewa. Dalszy plan dnia przewidywał jazdę do Użhorodu i powrót nocnym pociągiem do Lwowa. Obudziłem się około 4 rano, gdy było jeszcze ciemno i w zasadzie przez kolejną godzinę nie mogłem już zasnąć. W pośpiechu zebraliśmy wszystkie rzeczy i prawie dotarliśmy na dworzec. Pociąg spalinowy z Tiaczewa przyjechał o czasie. Skład kończył bieg na stacji Sołotwyno-1 (Солотвино-1), by za około 15 minut wyruszyć w drogę do Batiowa. Po kupieniu biletów w kasie (kasjerka przyjechała pociągiem) i zapakowaliśmy się do przestronnego wagonu z szerokimi, drewnianymi ławami. 

Ze względu na niską prędkość spowodowaną niezbyt dobrym stanem torów odległość około 120 km pociąg przebywa w czasie prawie 5 godzin. Chciałem zdrzemnąć się na szerokiej lawie, jednak nie udało mi się to ze względu na gwar pasażerów dosiadających się po drodze. Wśród ludzi jadących pociągiem dominuje język węgierski. Słychać go zwłaszcza w okolicach Berehowa (Берегове, węg. Beregszász). Jak wspomniałem już wcześniej stałymi pasażerami tutejszych lokalnych pociągów są Świadkowie Jehowy. Na przystanku kolejowym Sołotwyno Likarnia (Солотвино Лікарня) wsiadają grupy młodych i trochę starszych, elegancko ubranych ludzi z przewieszonymi przez ramiona torbami. Pociąg jedzie dość wolno, mają więc oni dużo czasu by nagabywać pasażerów i prowadzić z nimi dyskusje o „konce mira” i „carstwie Jegovy”, rozdając przy tym „Strażnicę”. Dojeżdżają zazwyczaj do Berehowa i przesiadają się na pociąg powrotny do Sołotwyno, w którym mogą agitować przez kolejne 4,5 godziny. Nie wiem czy jest to codzienną regułą ale Świadków Jehowy spotkałem już kilka razy jadąc tą trasą.

Po dojechaniu do Batiowa (Батьово) i godzinnym oczekiwaniu wsiedliśmy do elektryczki do Mukaczewa (Мукачеве). Na miejscu po zjedzeniu obiadu i zostawieniu bagażu w przechowalni poszliśmy na miasto szukać baru z lokalnym piwem. Jedno takie miejsce znaleźliśmy na rynku. W tej relacji nie będę się szczegółowo rozpisywał na temat atrakcji zakarpackich miast i miejscowości - zrobię to kiedyś przy okazji osobnego posta. Warto jednak wspomnieć, że jedną z atrakcji Mukaczewa jest położony na wzgórzu pochodzenia wulkanicznego okazały zamek Palanka (Замок Паланок). Po krótkim pobycie w kolejnym barze wróciliśmy przemoczeni na dworzec kolejowy. Okazało się, że z powodu błędu w odczytaniu przez nas rozkładu, elektryczna do Użhorodu już odjechała. Na szczęście tego wieczoru był jeszcze jeden pociąg elektryczny, którym dojechaliśmy na miejsce. Nocny pociąg do Lwowa miał dosyć spore obłożenie. W przedziale oprócz nas jechały dwie kobiety, prawdopodobnie matka z córką. Z rozmów, które prowadziły między sobą wywnioskowałem, że dalej mają lecieć gdzieś samolotem. Pora jednak była już dosyć późna a ja dosyć zmęczony, żeby prowadzić jakiekolwiek konwersacje.

Stacja Batiowo (Батьово). Lokomotywa VL10-1493 z pociagiem pospiesznym Użhorod - Charków.
Mukaczewo (Мукачеве). Kirkut.

Lwów (Львів)

Poranny Lwów przywitał nas chłodem. Z resztą wcześniej w Mukaczewie i Użhorodzie, temperatura również nas nie rozpieszczała. Autobus do Warszawy odjeżdżał około 16 i do popołudnia trzeba było pocierpieć w bluzie i cienkiej kurtce. Postanowiliśmy pójść na miasto w poszukiwaniu jakiegoś przyjemnego lokalu. 

Pobyt we Lwowie jest dla mnie zawsze ciekawym przeżyciem i w zasadzie przywykłem już do atmosfery tego dość znanego mi już miasta. Szczerze mówiąc bywałem tutaj częściej niż np. w Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, czy Trójmieście. Po skromnym śniadaniu w barze koło dworca poszliśmy na pl. Cłowy (Пл. Митна), gdzie mieści się knajpa „Kumpel" ("Кумпель”). Jest to lokal, którego wnętrze urządzono w stylu II Rzeczpospolitej. Siedząc w środku można usłyszeć z głośników piosenki takich artystów jak m.in. Mieczysław Fogg lub Stanisław Wielanek. Zanim jednak zagościliśmy w „Kumplu”, zaszliśmy do położonej niedaleko wielkiej restauracji piwnej „Stargorod” ("Старгород"). Ten lokal z kolei, wystylizowany jest w stylu czeskim. Znajduje się tam olbrzymia, dwupoziomowa sala z telebimami, na których transmitowane są mecze. Podając piwo kelnerka obróciła stojącą na stole klepsydrę. Pomyślałem, że urządzenie to odlicza czas wypicia przez nas piwa i po przesypaniu się piasku przyjdzie ktoś z obsługi i spyta nas czy jeszcze coś zamawiamy i jednocześnie podliczy nas za czas spędzony przy stoliku. Piasek w końcu się przesypał, ale nikt nie przyszedł. Okazało się, że klepsydra jest po prostu gadżetem dla gości i po przesypaniu się piasku nikt nikogo bynajmniej z knajpy nie wygania. :) Ceny piwa w wyżej wymienionych miejscach nie są niestety najniższe, jeśli wziąć pod uwagę ukraińskie pensje. My, ze względu na niski kurs Hrywny spowodowany aktualną sytuacją na Ukrainie, zapłaciliśmy w przeliczeniu tylko około 5zł za jedno piwo, a więc jak na nasze warunki dość tanio. „Stargorod” oferuje gościom także zwiedzanie własnego browaru, który usytuowany jest tuż obok. Nie udało nam się jednak wziąć udziału w wycieczce. Z początku powiedziano nam, że zacznie się ona około godziny 11, po przyjściu okazało się, że wycieczki można spodziewać się dwie godziny później. Po przyjściu o 13 zostaliśmy z kolei poinformowani, że ze względów technicznych zwiedzanie odbędzie się jeszcze później, a na to już niestety nie mieliśmy czasu. 

W międzyczasie odwiedziliśmy tzw. „barachołkę” oraz bazarek niedaleko Opery, a także bazar na ulicy przy samej Operze. Na pchlim targu można generalnie kupić wszystko, począwszy od starych sprzętów, rupieci, modeli samochodów, radzieckich mundurów, płyt winylowych po książki i różne stare powyciągane z szaf wydawnictwa. Płyty Maryli Rodowicz i Włodzimierza Wysockiego leżą obok Mein Kampf, książek o Che i encyklopedii, czyli dla każdego coś miłego (albo i niemiłego). Ostatnie wydarzenia na Ukrainie wpłynęły również na inwencje twórców gadżetów i tak np. na bazarach mnożna kupić sobie wycieraczkę z napisem „Tu wycieraj nogi”, na której w miejscu litery „o” narysowana jest twarz Wiktora Janukowycza lub Władymira Putina. Sprzedawane są także koszulki z symbolami UPA lub kubeczki ze Stepanem Banderą.

Włócząc się po Lwowie zauważyliśmy, że w mieście jest ogólnie mniej turystów niż zazwyczaj. Tak jak już wspominałem przyczyniła się do tego zapewne sytuacja polityczna i obawa o własne bezpieczeństwo. Są to jednak moim zdaniem rzeczy wyolbrzymione. Chcę oczywiście przy tej okazji zaznaczyć, że wydarzenia na Ukrainie nie są mi obojętne i obserwuje je z dużym niepokojem. Daleko mi do turysty – ignoranta, szukającego jedynie przyjemnych sposobów spędzenia wolnego czasu. Ukraina jest jednym z państw, gdzie bywam najczęściej i interesującym obszarem do eksploracji. Los żyjących tutaj ludzi bez względu jakiej są narodowości nie jest mi bynajmniej obojętny.

Lwów - Warszawa 

Powrót autobusem do Warszawy był dość męczący ze względu na długi 4-godzinny postój na przejściu granicznym Krakowiec (Краковец) / Korczowa. Trafiliśmy prawdopodobnie na koniec/początek zmiany. Po polskiej stronie „wyszczekana” strażniczka graniczna tonem nie znoszącym sprzeciwu wypytywała Ukraińców jadących do pracy w Polsce o różne rzeczy. Jedna osoba została zawrócona na Ukrainę z powodu jakiejś błahostki. W takich momentach dociera do człowieka, jak nieprzyjazne wobec obcokrajowców są unijne służby mundurowe. Z przejścia granicznego w Korczowej wyjechaliśmy około godziny 21. Podróż „bokami” przez Starachowice, Ostrowiec Świętokrzyski i Radom zajęła mnóstwo czasu. Po drodze, w środku nocy minęliśmy transport wielkogabarytowy - na platformie wieziony był samolot. Od Radomia do samej Warszawy jest dwupasmowa droga, tak więc ostatnie 100 km. trasy pokonaliśmy dość szybko. Na Dworzec Zachodni przyjechaliśmy około 2:30 (planowo mieliśmy być o 0:20). Do domu dotarłem około 3:00. I tak zakończyła się tegoroczna majówka.

Lwów (Львів), Pl. Cłowy (Пл. Митна).
 Pl. Cłowy (Пл. Митна). Knajpa piwna "Kumpel".
Prospekt Svobody (Проспект Свободи) i Opera.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz